POPIS LIONA RIBEIRO! WYGRYWAMY W CHORZOWIE!

4 godziny temu | 05.11.2025, 20:01
POPIS LIONA RIBEIRO! WYGRYWAMY W CHORZOWIE!

Popis Liona Ribeiro w 11. kolejce FOGO Futsal Ekstraklasy. JAXAN WKS Śląsk Wrocław Futsal pokonał w meczu wyjazdowym Ruch Chorzów aż 7:3, a Ribeiro brał udział przy każdej z bramek Trójkolorowych pięć razy wpisując się na listę strzelców i asystując przy trafieniach Christophera Moena i Rodrigo Dasaieva. Dla Śląska to trzecie zwycięstwo w trwającym sezonie i bardzo ważne trzy punkty.

Wrocławianie udali się na mecz wyjazdowy ponownie osłabieni. Wciąż brakowało w składzie wracających do zdrowia Hamzy Maimona i Michała Kołodziejka, pauzującego za żółte kartki Jonatana De Agostiniego oraz trzeciego bramkarza Kacpra Zmorczyńskiego. W pierwszej piątce zespołu Rodrigo Coimbry wybiegli: Kamil Izbiański, Maksym Voronin, Christopher Moen, Rodrigo Dasaiev i Lion Ribeiro. W pierwszym składzie gospodarzy z kolei pojawili się: Paweł Mura, Martiusz Seget, Aleksander Hartstein, Daniel Wojtyna i Wiktor Skała.

W spotkanie lepiej weszli gospodarze, którzy ewidentnie czuli się dobrze na własnym parkiecie i kilka razy gościli pod polem karnym Śląska, chociaż interwencje Izbiańskiego nie były bardzo wymagające. Ruch podchodził bardzo wysokim pressingiem, ale to w zemściło się w 3. minucie spotkania kiedy gościom udało się spod tego pressingu wyjść i akcję dwójkową rozegrali Artem Ros i Lion Ribeiro, a ten drugi strzałem z bliska do pustej bramki otworzył wynik meczu. Po golu nic nam się w obrazie gry nie zmieniło, chorzowianie utrzymywali się przy piłce dłużej, budowali swoje akcje, ale wszystko przebiegało bardzo wolno więc rywale spokojnie ustawiali się w defensywie i nie było zagrożenia pod bramką WKS-u. Podopieczni Zico skutecznie wykorzystywali niemoc w ataku Ruchu, przyjmując ich ataki na własnej połowie i nie ryzykując wychodzenia wysoko. Brakowało również konkretów w ataku ze strony Śląska, przez co ten pierwszy fragment był bardzo mało efektowny.

Nie inaczej rozpoczęło się drugie 10 minut, choć Ruch z minuty na minutę robił się coraz groźniejszy i coraz więcej działo się w polu karnym przyjezdnych. Strzałów było coraz więcej, aż w końcu jeden z nich w 14. minucie zatrzymał się na słupku wrocławian, co nieco przebudziło Śląsk, który stał się bardziej agresywny, wyskakiwał wyżej i powoli przejmował inicjatywę. Trudno było obydwu zespołom zachować płynność, bo trenerzy korzystali z pojedynczych zmian więc rotacja na parkiecie była ogromna, co z jednej strony miało jakiś element zaskoczenia, ale z drugiej wybijało z rytmu. Sytuacji jak nie było na początku, tak nie było też później, dlatego na 3 minuty przed końcem pierwszej części gry o czas poprosił grający szkoleniowiec Ruchu Michał Tkacz. Po przerwie bliżej zdobycia gola byli jednak Trójkolorowi, bo w pole karne z piłką wpadł Ribeiro, ale Mura zatrzymał jego uderzenie. W samej końcówce przycisnęli gospodarze, ale do przerwy to Wojskowi prowadzili 1:0.

W drugą część spotkania niezwykle agresywnie weszli gospodarze i przyniosło im to zarówno pozytywny, jak i negatywny skutek. W 22. minucie Ruch przeprowadził pierwszy szybszy atak i wymienił dwa podania z pierwszej piłki, co momentalnie przełożyło się na dobrą szansę i gola Skały na 1:1. Jeżeli chodzi o negatywy, to po zaledwie 5 minutach gry po przerwie chorzowianie mieli na koncie już pięć fauli i przez pozostałe 15 musieli pilnować żeby nie narazić się na przedłużony rzut karny. Minuty jednak mijały, a Śląsk nie był w stanie z tego skorzystać, nie kreował też dogodnych szans na zdobycie bramki, co napędzało gospodarzy. Po golu wyrównującym spotkanie wróciło nam jednak do "normy" z pierwszej połowy, a jedyną groźną sytuację sam sobie stworzył kapitan Ruchu Michał Tkacz, który uderzył niezwykle mocno w poprzeczkę gości w 30. minucie.

Tak jak kapitalnie w drugą połowę z golem weszli chorzowianie, tak w ostatnie 10 minut wparowali z drzwiami wrocławianie - w 31. minucie akcję Ribeiro-Dasaiev pięknie zakończył ten drugi i WKS prowadził 2:1, a kilkadziesiąt sekund później ponownie podawał Ribeiro, a do siatki na 3:1 trafił Moen. I kiedy wydawało się, że goście przejmują kontrolę nad spotkaniem, to rozpoczął się absolutnie szalony fragment tego widowiska. Chwilę po bramce Norwega, WKS popełnił niepotrzebny błąd w obronie, z którego skorzystał Wojtyna uderzając przepięknie w samo okienko bramki Izbiańskiego i było 2:3, a w 34. minucie obejrzeliśmy dwie kolejne bramki liderów obydwu zespołów, najpierw dla Śląska Ribeiro, a potem Tkacz dla Ruchu i w 34. minucie było 3:4. Szaleństwo jednak nie ustawało, bo kilkadziesiąt sekund temu Lion Ribeiro skompletował drugiego hat-tricka z rzędu i było już 5:3 dla WKS-u. Po tym golu o przerwę poprosił trener gospodarzy żeby tchnąć jeszcze wiarę w końcowy sukces w swoją drużynę i... wycofać bramkarza. Granie w przewadze nie dawało chorzowianom żadnej przewagi, a na dodatek dopuścili się szóstego faulu i z przedłużonego karnego bezlitosny był Ribeiro, który w 39. minucie zdobył swoją czwartą bramkę i było 6:3. Tuż przed końcem Lion wbił jeszcze jeden gwóźdź do trumny gospodarzy, wykorzystując szybkie wznowienie Izbiańskiego i ustalając wynik spotkania na 7:3.

Być może wynik pokazuje, że ten mecz był bardzo przyjemny dla wrocławian, ale układał się niezwykle ciężko i długo zajęło wrocławianom przejęcie inicjatywy. Fenomenalną robotę wykonał Lion Ribeiro, który zanotował kolejny fantastyczny występ w trójkolorowych barwach i poprowadził WKS do jakże istotnego zwycięstwa. Ładujemy baterie i wkraczamy do walki o Puchar Polski - przystanek Gliwice!

Udostępnij
 

Sponsorzy i Partnerzy

Partner Tytularny
Partner Strategiczny
Partner Premium
Partner Gold
Partner Silver
Partnerzy
Partner Techniczny
Partner Techniczny | Digital Partner
7183776