JAXAN WKS Śląsk Wrocław Futsal przegrał na własnym parkiecie z FC Reiter Toruń 5:8 w ramach 10. kolejki FOGO Futsal Ekstraklasy. Trójkolorowi po serii bardzo dobrych spotkań i regularnie zdobywanych punktach, zaliczyli dziś bardzo słaby występ i zasłużenie przegrali. Gole dla WKS-u zdobyli Lion Ribeiro (3) i Rodrigo Dasaiev (2).
Gospodarze do niedzielnego meczu przystępowali bardzo mocno osłabieni - w składzie zabrakło wracających do zdrowia Hamzy Maimona i Macieja Kołodziejka, a wciąż nie w pełni zdrowia byli Dawid Witek, Kamil Izbiański, Krystian Jajko i Kacper Zmorczyński. Trener Rodrigo Coimbra mógł zatem skorzystać tylko z 10 graczy, a rotacja WKS-u była mocno uszczuplona. Wrocławianie rozpoczęli mecz piątka: Cyprian Bukowski, Jonatan De Agostini, Lion Ribeiro, Christopher Moen i Rodrigo Dasaiev. Przyjezdni z Torunia wybiegli na parkiet piątką: Kevin Kollar, Maciej Jankowski, Patryk Szczepaniak, Kacper Michałowski i Remigiusz Spychalski.
Spotkanie zaczęło nam się na dobre bardzo szybko, bo już w 2. minucie byliśmy świadkami dużej kontrowersji, która zakończyła się golem dla gości. Gospodarze reklamowali faul na Ribeiro pod polem karnym, ale gwizdki arbitrów milczały, a z szybką kontrą ruszyli torunianie, piłkę w pole karne zagrał Jankowski, a z bliska do siatki trafił Szczepaniak i otworzył wynik meczu. Ta sytuacja mocno rozsierdziła wrocławian, którzy momentalnie podostrzyli grę i zaczęli walczyć o wyrównanie. W 4. minucie szybki atak po przejęciu zagrał duet Ribeiro-Dasaiev, a ten drugi przeprowadził indywidualną akcję lewą stroną i uderzył bardzo mocno w kierunku bliższego słupka, doprowadzając do wyrównania 1:1. Pomimo ogromnego zaangażowania Trójkolorowych, żółte kartki zaczęły się sypać po stronie przyjezdnych - chwilę po straconej bramce zobaczył ją Jankowski, a w 8. minucie Guillermo Sanchez. Więcej klarownych okazji mieli Wojskowi, bo w sytuacjach sam na sam znajdowali się i Moen i Andrii Yelishev, ale pojedynki 1 na 1 wygrywał goalkeeper torunian Kevin Kollar i podopieczni Zico nie mogli przełamać rezultatu na swoją korzyść.
W 10. minucie po raz kolejny to FC Reiter zaatakowało skutecznie i wróciło na prowadzenie. Goście dobrze wyegzekwowali przygotowany stały fragment gry, piłkę w pole karne zgrał Sanchez, a do siatki trafił Andres Solano i było 2:1. Torunianie lepiej strzelali, ale też kontynuowali kolekcjonowanie żółtych kartek, bo chwilę po golu pojawiła się już trzecia na ich koncie, tym razem ukarany został Małachowski. Gospodarze mimowolnie zaczęli opadać z sił przez wąską rotację, co momentalnie wykorzystali rywale i w 14. minucie Sanchez fenomenalnym strzałem pokonał Bukowskiego, podwyższając na 3:1. W tym momencie spotkania jedynym problemem torunian było pięć fauli na koncie, tym bardziej, że chwilę później po raz szósty sfaulował Jankowski i Śląsk miał przedłużony rzut karny. W 15. minucie byliśmy świadkami pojedynku Moen vs Kollar, czyli MVP poprzedniego sezonu w WKS-ie vs MVP baraży, ale po raz kolejny górą z tego starcia wyszedł bramkarz gości. Wojskowi mieli naprawdę duże problemy ze złapaniem odpowiedniego rytmu, a Reiter miał bezpieczny rezultat i w 18. minucie ich trener Dmytro Kameko poprosił o przerwę. Świetnie rozrysowaną przez szkoleniowca akcję bezlitośnie wyegzekwowali gracze w pomarańczowych koszulkach, tym razem Spychalski zagrał do Jankowskiego i było już 4:1. Do przerwy wynik się nie zmienił i FC Reiter Toruń zasłużenie prowadził we Wrocławiu.
Po przerwie wydarzyło się jedno z najbardziej szalonych 8 minut, jakie widziała Hala AWF, ale niestety nie z korzyścią dla gospodarzy. W 22. minucie tragiczny błąd w wyprowadzeniu popełnili Trójkolorowi i Spychalski trafił po raz pierwszy w meczu, a kilkadziesiąt sekund później kompletnie pogubili krycie podopieczni Zico i do siatki trafił Krystian Kraśniewski, a sytuacja Śląska zrobiła się wręcz tragiczna. Pomimo bardzo wysokiego prowadzenia torunian, na parkiecie mieliśmy coraz więcej agresji, a za bardzo brzydki faul na Yelishevie czwartą żółtą kartkę zobaczyli gracze w pomarańczowych koszulkach, tym razem Spychalski, a po stronie Śląska za dyskusje Artem Ros. W 26. minucie trener WKS-u wycofał bramkarza i już chwilę po wznowieniu gospodarze łatwo stracili piłkę, a do pustej bramki, na 7:1, z łatwością trafił Kacper Zboralski. Chwilę później faul na żółtą kartkę przed własnym polem karnym popełnił De Agostini, a z rzutu wolnego do siatki trafił Spychalski, wbijając swoisty gwóźdź do trumny Wojskowych. Później wreszcie przypomniał o sobie lider wrocławian Lion Ribeiro, który w odstępie minuty zdobył dwie bramki, ale na 10 minut przed końcem spotkania było 3:8.
Torunianie ostatnie 10 minut rozgrywali bardzo mądrze, skupiając się przede wszystkim na defensywie i raz na jakiś czas pozwalając sobie na szybkie wypady na bramkę Bukowskiego. Śląsk większość czasu spędził grając z wycofanym bramkarzem i szukając szans drogi do bramki, ale to po prostu nie był dzień gospodarzy, którzy nie mogli wbić futsalówki do siatki nawet z najbliższej odległości. Po niewyobrażalnej ilości prób, wreszcie w 37. minucie udało się uderzyć celnie i skutecznie na 4:8, a swoją drugą bramkę zdobył Dasaiev. Jedni i drudzy zdążyli jeszcze przekroczyć limit przewinień, ale zarówno Dasaiev po stronie WKS-u, jak i Szczepaniak po stronie Torunia nie zdołali trafić nawet w światło bramki. W 39. minucie bramkę numer pięć dla WKS-u zdobył Lion Ribeiro i ustalił wynik na 5:8. Tuż przed ostatnią syreną drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Artem Ros.
To nie był dobry wieczór dla Śląska. Po serii bardzo dobrych występów dziś podopieczni Zico byli w dużo słabszej formie i zdeterminowani rywale wykorzystali to bezlitośnie. Zasłużone i niezwykle istotne zwycięstwo odniosło FC Reiter Toruń, a sytuacja WKS-u w tabeli się pogarsza. Czasu na analizę będzie niewiele, bo już w środę Śląsk pojedzie do Chorzowa na starcie z Ruchem.